Tatusiu, złów mi…

Spodobało się nam w Parku Gauja. Jest tutaj naprawdę dziko, cywilizacja wydaje się daleko, las, rzeka, zwierzęta – tego nam było trzeba😎 Nie ma lepszej metody na zwiedzanie parku niż spływ kajakowy. Ekipa jak zwykle była podzielona, trzeba było włączyć mocne argumenty. Spróbowałem przez żołądek do serca😉 – organizator wspominał o pikniku. Udało się👍 Zamówiłem dwa canoe i dwa kajaki w promocyjnej cenie.

Zbiórkę ustalono na 11.00, zaplanowano odcinek na 20km, 3,5h. Nie ze mną te sztuczki😉 Piknik był w planie, jednak we własnym zakresie😉 Kolejny chwyt marketingowy😉

Warto było! Sama przyroda z dala od cywilizacji.

Warto rozważyć dłuższy spływ tutaj, gdzie te czasy gdy potrafiliśmy pokonać ekipą 700km pociagiem aby spłynąć ciekawą rzeką..

Szacun dla Asi/Janiny, ostatni raz na spływie była w zeszłym wieku – boi się wody. Spłynęła z nami!!!🛶

Odcinek jeden z najlepszych jakich płynąłem, połączenie wąwozu, skał niczym z Dolomitów i fauny. Przepięknie. Skrytykować należy organizację, podawać że odcinek ma 20km wobec faktycznych 17km to gruba przesada. Mnie nie zdarzyło się aż tak zbłądzić! 😉

Nabawiliśmy się typowej, kajakowej kontuzji. Jesteśmy spaleni słońcem. Mam wątpliwości czy wybrałem odpowiedni preparat na oparzenia:

Nic to, trza profilaktycznie zastosować.

Przed kolacją Antoś wyciągnął mnie na ryby – nie stracił wiary. Odkryłem, o co tak naprawdę chodzi z tym zainteresowaniem Antka. Gdy zabrakło cierpliwości, Antek zwrócił się do mnie – Tatusiu, zlów mi ciepłą rybę z chrupiącą skórką😉

Niedaleko pada jabłko od 😀

Jedna uwaga do wpisu “Tatusiu, złów mi…

Dodaj komentarz