dotarliśmy na miejsce. Wystarczyło bagatela 25godzin ;( Wydaje się, że długi lot z małym dzieckiem może stwarzać pewne problemy, nie tyczy to Uli i Antosia:
Idealnie wkomponowali się w fotele Airbusa A330:)
Podczas lotu padało wiele komunikatów, jeden wywołał lekkie poruszenie: „Czy leci z nami lekarz albo pielęgniarka?” Jedna Pani zareagowała, na szczęście nic poważnego. Mnie od razu skojarzył się film czy leci z nami pilot…
Po wylądowaniu mówiono także o niebezpieczeństwie rekinów. Przy okazji przekazywania instrukcji/kluczy do naszej kwatery, zapytałem właścicielkę jak to z tymi rekinami jest i czy można swobodnie korzystać z kajaka (jest na wyposażeniu kwatery). Pani zapewniła nas, że problem nie dotyczy laguny przy której mieszkamy, sama pływa regularnie – mnie przekonała, chętnie się podłączę:)

Przy okazji Pani z grzeczności pochwaliła mój francuski:) Zasugerowała jednak, że najlepiej z tubylcami mówić po kreolsku…
Mało Polaków dociera tutaj, szczęśliwym trafem okazało się, że poprzedni lokatorzy byli również z Polski, gdy dowiedzieli się że po nich przyjeżdzają rodacy zostawili nam na przywitanie dwie flaszki rumu: imbirowy i ananasowo-bananowy. Miło:) dziękujemy!
Kwatera jest w zasadzie kompletna, dzieciom najbardziej przypadły do gustu basen i łóżko piętrowe. Mnie rower, kajak, grill i sprzęt do nurkowania. Dziewczynom leżaki i zmywarka 🙂


Jest już tutaj ciemno – w końcu to zima, a plan na dziś to zjeść jeszcze coś lokalnego (lokalne piwo Bourboun pozytywnie przeszło degustację). Jutro z kolei czas na pierwszą wycieczkę do L’Hermitage-les-Bains.
au revoir!
Zbyszko
25 godzin, to prawie jak u nas nad morze.Najtrudniejsze za wami. Podróż powrotna zawsze wydaje się krótsza. Czekam na relacje z terenu.
PolubieniePolubienie