W Górzyńcu wypiliśmy herbatę, odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy w stronę Wysokiego Kamienia. Minęliśmy też jednego przejsciowicza, który postanowił tu skończyć. Decyzja o tyle dobra, że podejście pod Wysoki Kamień jest wymagające (622m przewyższenia), tym bardziej po 124km.
Mijaliśmy fajną miejscówkę na nocleg – Zbójeckie Skały, wisiały tam 4 „kokony” hamaki pod wiatą.
O 6:30 zameldowaliśmy się na szczycie Wysokiego Kamienia, trafiliśmy akurat na wschód słońca.




Dopadło nas zmęczenie, szybki rachunek wskazał, że mamy ponad 4godziny drogi (20km) metę zamykają o 10, mamy prawie godzinny deficyt.
Trzeba było przyspieszyć, aby zdążyć jeszcze na dwa punkty kontrolne. W Kopalni Stanisław (4km od Wysokiego Kamieni) byliśmy o 7:20, właśnie pakowali sprzęt, przy Leśniczówce (10km od Wysokiego) 8:12. To był sprint! Sprawdza się teoria Artura, że po 100km bólu już się nie odczuwa😂
Ostatni etap- Przedział zrobiliśmy w rekordowe 105minut. Sam musiał biec, po pogubiłem się na nieczynnym torze saneczkowym. Jest miejscami tak zarośnięty, że nie wiadomo jak iść. Końcówkę biegłem, żeby dogonić chłopaków. O 9:58 minęliśmy metę💪💪💪
Na dwie minuty przed ukończeniem limitu 48h 😱


Na metę dotarł też Mikołaj, który był tu ze znajomymi. Spóźnił się 15minut, zgodnie z rodzinną tradycją😂
Kasia również czekała, musiała podjechać naprawdę blisko, żebyśmy doczłapali się do auta👍
A Tobias nas wyprzedził, mimo umowy!
Ukończyło 236 z 447 (przejście) i 349 z 452(połowa przejścia). To oznacza, że upały zrobiły swoje…
Dziękuję kompanom za super czas. Lavendowie za support♥️ Do następnego razu!