Kasane

Za nami niespokojna noc, gepard z hienami walczył o upolowane zwierzę. My, ignoranci przespaliśmy te odgłosy. O fakcie dowiedzieliśmy się rano od właścicieli, ponoć głośna walka trwała do późnych godzin nocnych…

Maciejowi udało się uchwycić fajny kadr z przygotowywania kolacji:

Czarodziejski kociołek

Po serdecznym pożegnaniu właścicieli udaliśmy się w stronę Botswany. To ostatnie 200km jazdy nasza Toyotą. Dzielnie się spisała, dostarczyła nam wielu przygód, nawet stłuczka na sawannie nie zrobiła żadnego wrażenia. Zatrzymaliśmy się za Suzuki, aby zrobić zdjęcia zwierzętom przy wodopoju, nagle ten z przeciwka włączył wsteczny i cofa szukając lepszego kadru. Tylko refleks Macieja, aby natychmiast zatrąbić, ochronił nas przed czymś poważniejszym. Zerwaliśmy też belki trzymające namiot na dachu, zepsuła się jedna komora lodówki.

Przyznajemy jednak 5gwiazdek, gdyż warunki były naprawdę ciężkie.

Zobaczymy jak pójdzie nam zdanie auta w piątek.

Kontrola graniczna Namibia/Botswana poszła wyjątkowo sprawnie, już na moście witały nas małpy.

Marek wszedł do baobabu!

Przy drodze mnóstwo zwierząt, pewnie dlatego ograniczenie zmniejszono do 80 (w Namibii obowiązuje limit 120)

Po kilkudziesięciu kilometrach trafiamy do Kasane, tu planujemy nocleg. To styk granic Botswany z Zambią i Zimbabwe. Miasto jest nowoczesne i zadbane. Doceniliśmy świeżą wodę w kranie i wybór restauracji (3). Nie wymieniają tu namibijskich dolarów, chyba nie najlepiej współpracują po sąsiedzku. Kempingi są pełne turystów, fartem trafiliśmy na przedostatnie miejsce w Senyati Safari Camp. Mają tu wszystko czego turysta zapragnie. Oglądamy właśnie z baru wodopój przy zachodzącym słońcu. W tle żyrafy i słonie. Jest nawet bunkier do oglądania z najbliższej odległości kąpiących się zwierząt.

Kuleje, ma opuchnięte kolano

Planujemy wrócić tu przed wschodem słońca.

Miłego wieczoru!

Dodaj komentarz