
Dzień zaczęliśmy późno, chyba wszyscy odsypiali trudy podróży. Antek wykręcił swoją życiówkę, spał do 11😱 Miki pobił wszystkich, wstał na śniadanie o 13:30, ale jemu do swojego rekordu daleko…
W związku z krótkim dniem, trzeba było poszukać wycieczki w najbliższej okolicy. Wybór padł na górską wioskę Chamarel słynącą z wodospadu, bryzy i doskonałego rumu. Janinie przypadło z kolei to, że do atrakcji wystarczyło przejść kilkadziesiąt metrów😉


Obowiązkowym punktem jest też Terres de 7 Couleurs kolorowe piaski powstałe w wyniku nierównego stygnięcia płynnych skał.




Kątem oka zwróciliśmy uwagę z Mikim, że park chwali się też szlakami turystycznymi hike. Nie można było nie skorzystać, bilet wstępu kosztował w końcu 2200 rupii na rodzinę! Dwie stówy PLN! Nie wszyscy entuzjastycznie zareagowali na ten pomysł, argument finansowy przekonał😉
Innych turystów nie spotkaliśmy, za to trafiliśmy na płoty i zamknięte przejścia. Trza reklamować usługę! Na szczęście znaleźliśmy alternatywę, naszym oczom ukazały się takie oto widoki:




Wracając zaskoczył nas fakt, że górska miejscowość o 16 się zamyka, musieliśmy poszukać otwartej restauracji na dole. Wybraliśmy George secret na uboczu. Było swojsko, lokalna knajpa przypadła nam do gustu. Zamawiając nie do końca wiedzieliśmy co i za ile otrzymamy. Wszystko się dobrze skończyło, niedługo później byliśmy w naszej kwaterze. Siedzimy przy winku planując kolejne wycieczki.
Bonne soirée!