Podróż zaczęliśmy w Gruszczynie na przystanku swarzędzkiej lini 494😉

Kto by pomyślał, że Gruszczyn może być skomunikowany z Mauritiusem. Ze Swarzędza tylko pociągiem do Warszawy Zachodniej, dalej SKM na lotnisko Chopina, później Turkish Airlines do Stambułu – przez burzę i opóźnienia, biegusiem na kolejny samolot do Port Louis i już po 24h lądowaliśmy na Mauritiusie. Z lekką nuta niepewności czekaliśmy na bagaże – czy zdążyli je przepakować?
Na szczęście wszystko poszło dobrze, udaliśmy się do wypożyczalni po auta, tak aby móc wykorzystać czas pobytu na intensywne zwiedzanie – wzorem ferii i pobytu na Feuercie.
Auto wypożyczyć to małe piwo, poruszać się tutaj – to jest wyzwanie. Wąsko, spory ruch i na deser, obowiązuje ruch lewostronny. Na dzień dobry rondo, jest ciekawie😉 Największy problem mam z kierunkowskazami, zamiast migacza włączam wycieraczki🤣 Kuba ma to samo👍 W Europie Mikołaj nie jest brany pod uwagę w wypożyczalniach jako dodatkowy kierowca, ze względu na małe doświadczenie – tu nie ma problemu! Wykorzystamy, Uli pasuje😉
Problemem jest też nawigacja, maps.me ładnie wyszukuje trasy offline, puściliśmy się przez góry malowniczym skrótem, niestety na 8km przed celem okazało się, że trasa nieprzejezdna, deszcze zmyły drogę, nadrabiamy 40km…

Wieczorem Miki, miał okazję się sprawdzić, od razu głęboka woda, po zmierzchu kurs po pizzę. Dodatkowa trudność to rowerzyści, tu bez latarni, bez oświetlenia, z ciemną karnacją są nie do wypatrzenia, widać ich tylko gdy się uśmiechną😱 trza być czujnym. Misja zakończona sukcesem. Mieliśmy ucztę w naszej wilii💪 zapowiada się super wyjazd.

