Zgodnie z planem dzień zacząłem wcześnie, o 7:49 odjeżdżał pociąg do Vizzavony, a do dworca w Furiani miałem jeszcze 5km rowerem. Szybkie pakowanie i wyjazd na dworzec. Zupełnie przypadkiem natrafiłem na stadion Bastii, gdzie swego czasu grał Piotr Świerczewski.

Pociąg trasę 100km pokonuje w 2,5h, ma co robić, trasa wiedzie przez malowniczą cześć Korsyki, przez mnóstwo wiaduktów, tuneli. Jest uważana za jedna z piękniejszych tras w Europie. Potwierdzam!



Od razu widać różnice, w miejscowości Vizzavona nie ma przypadkowych turystów, wszyscy idą na słynny, długodystansowy szlak GR20, uważany za najtrudniejszy w Europie. 180km podzielono na 15etapów, Dostępne są schroniska na trasie, jednak większość wybiera się tu z własnymi namiotami. Nie mogłem nie wykorzystać okazji, aby zrobić małe rozpoznanie😉
Za cel wybrałem sobie schronisko Refuge d’E Capanelle
Miałem 7h (czas do ostatniego, powrotnego pociągu) na pokonanie 26km, wydawało się to w zasięgu. Maps.me jednak zgłaszało wątpliwości, trasę w jedną stronę wyliczyło na 4h, ciekawe…
Ignorując wyliczenia nawigacji, rozpocząłem podejście. Szlak zachwyca, już wiem że muszę tu wrócić i zrobić całość. Widoki zapierają dech w piersiach, spotkani ludzie pozdrawiają się uprzejmie, wszyscy pozytywnie nakręceni, czuć ducha gór💪 Muszę namówić ekipę z Przejścia! 180km w dwa tygodnie nie powinno być problemem😉







Sukcesywnie nadrabiałem czas podany w nawigacji, do czasu gdy postanowiłem zboczyć na ciekawie brzmiący punkt Femme perdu (zagubiona kobieta)
Sam się pogubiłem, nadłożyłem drogi i znów trza było gonić😉
Z 13km zrobiło się 15, ale po 3h z kawałkiem zameldowałem się u celu. namioty już stały rozbite, schronisko zapewniało wystarczające warunki na biwak, niestety kuchnia miała siestę. Musiało mi wystarczyć piwo i daktyle. Swoją droga dobre połączenie, idealny zestaw regeneracyjny😉

O 14:40 zacząłem powrót, pamiętając ze o 17:57 odjeżdża ostatni pociąg. Nawigacja znów nie dawała szans na dotarcie, nie przejmowałem się zbytnio, licząc na znajomość trasy i możliwość zbiegania przy zejściach. Szło bardzo sprawnie, spotykani turyści pytali o trasę i odległości, tu nawet po francusku podawałem optymistyczne czasy, ku pokrzepieniu serc😉
Z roztargnienia trafiłem w ślepy zaułek, zawróciłem odnalazłem gdzie zgubiłem szlak i skręciłem w złą stronę, zacząłem wracać-klasyka😥 po 1km zorientowałem się i znów miałem nadprogramowe 2km😂 Żarty się skończyły, włączyłem szybkie tempo przy zbieganiu i już o 17:20 zameldowałem się na stacji, a tam kuchnia ciagle zamknięta😂 postawiłem na sprawdzony zestaw💪
Na szczęście w Furiani nie brakuje dobrych knajp, pozostała część ekipy zdążyła wybrać jedną, dojechali rowerami i samochodem, mogłem do nich dołączyć na świeżości😢 Byliśmy zachwyceni, wysokie noty restauracji La Maison De Bottarga nie były przypadkowe.
Reszta grupy dzień spędziła nad basenem, grając w kalambury czym zaciekawili inne nacje. Kuba spełnił swoje marzenie, aby zaliczyć z Antosiem leżakowanie😁

Dzień kończymy podejmując niełatwego zadania co do wyboru kolejnego kempingu, łącząc się zdalnie z Magdą i Markiem, szkoda że nie mogliście być tu razem z nami😢
Młodzież zadeklarowała, że następną wycieczkę w góry idzie z mną💪 Kusi Monte Cinto 2706 m. n.p.m. najwyższy szczyt Korsyki, oj kusi…