Noc minęła spokojnie, kończyliśmy ok 11.00 i gasiliśmy światło. Nie ma imprezowania w górach😢 6osobowy pokój, który załatwił Maciej z recepcjonistką okazał się bardzo wygodny, część osób spała na glebie, wiec mieliśmy farta😉
Szybkie śniadanko i o 9.00 wyruszyliśmy w góry, plan był ambitny: przez Iwaniacką Przełęcz na Ornak, Siwą Przełęcz, Starorobociański Wierch, Kończysty Wierch, Jarząbczy Wierch, Łopatę i Wołowiec a tam mieliśmy podjąć decyzję czy iść dalej na Rohacze, czy wracać przez Chochołowską.
Na Iwaniackiej Przełęczy rozstaliśmy się z Maciejem, który poszedł od razu na Polanę Chochołowską,





Tempo mieliśmy dobre, podane czasy mnożyliśmy przez 0,75. Przypadek? 😉
Gdy dotarliśmy na grań liczba turystów zmalała, ludzie wpadali w konsternację słysząc o naszej zaplanowanej trasie. Nie oglądając się parliśmy do przodu. Sił dodawała nam czekolada ze schroniska Ornak



Za Jarząbczym Wierchem zaczęło się robić trudniej, szlak przemienił się w drogę dla kozic, odcinek był mocno eksponowany. Jako doświadczony rodzic, puściłem dziecko przodem aby sprawdziło, czy ścieżka jest bezpieczna do przejścia😁 Grzesiu wywiązywał się znakomicie.



Ostatni etap na Wołowiec dał nam w kość, nie dowierzaliśmy nawigacji, że 300m ma nam zająć 19min. Nawigacja błędnie oszacowała, podejście zajęło nam 22minuty😜

Pogoda i brak czasu nie pozwolił nam zejść na Rohacze, zresztą przy chmurach i zmęczonych nogach mogło być groźnie. Dokończyliśmy czekoladę, otworzyliśmy ostatnie pifko i rozpoczęliśmy odwrót. Po 1,5h byliśmy już w schronisku jedząc kwaśnicę👍
Ostatnie 6km doliną Chochołowską zrobiliśmy w godzinę z haczykiem, zamykając licznik na 26km. Park żegnał nas tęczą, chyba polecą głowy w dyrekcji za coś takiego😉


Do Zakopanego wróciliśmy w sam raz aby zjeść kolację, zrobić zakupy i zdążyć na pociąg. Zmęczeni i szczęśliwi wracamy do domu, super wypad, dzięki chopy! 😀😀😀
