Zachęceni wczorajszą wycieczką rowerową, zdecydowaliśmy się na kontynuację. Cel wyznaczyliśmy ambitnie, stąd śniadanie i wyjazd trzeba było wyznaczyć wcześniej. Planowo o 7:20 byliśmy już na rowerach w żelaznym składzie: Kuba, Miki i ja. Wersja piesza szybko okazała się nieprzejezdna dla naszych górali. Drogi, które bardziej wyglądały na wyschnięte koryta rzek, zaczęły się dodatkowo robić dość strome…

Szybko wróciliśmy w nawigacji do wersji rowerowej, okazała się o 1km dłuższa, nie było sprzeciwu😎
Po morderczych podjazdach dotarliśmy do tradycyjnej tawerny, znów przed otwarciem. Scenariusz się powtórzył😀 Właściciel potwierdził, że wybraliśmy najlepszą plażę na Kefaloni. Natomiast szokiem dla niego był fakt, że wybieramy się tam rowerami😉 Odpowiedz, że jesteśmy z Polski troszkę Go uspokoiła😉



Pozostał nam zjazd na plażę. Warto było😀










Wykorzystaliśmy zdobyczne maski Hani i Wojtka, sprawdziliśmy życie podwodne. Dzięki😀
Pozostało wrócić, fajnie się zjeżdżało, przy 12% i 5km… Po 3km Miki miał kryzys, słodkie już nie działało. Zatrzymałem dwóch Greków, poprosiłem żeby odstawili młodego do tawerny, zapamiętałem rejestracje i podprowadziłem dwa rowery. Przyznaję, że wchodząc pospiesznie do tawerny i nie widząc młodego, tętno skoczyło. Skubany schował się za ostatnim filarem i pił spokojnie colę…
Zostałyśmy tam na obiedzie, właściciel w międzyczasie pojechał nas szukać😉
Tak wyglądało menu😀

Jedzenie było pyszne, poprosiliśmy panią o szybkie rozliczenie, musielismy zdążyć na autobus za 40min z Liouxuri (10km)
Pani tylko pokręciła głową – You are crazy😉
Po drodze zaliczyliśmy jeszcze panę na 1,5km przed metą, na szczęście Kuba złapał busa😀 Zdążyliśmy jeszcze wypić espresso przed odjazdem😀
Wieczór kończymy na spokojnie w hotelu przy ouzo.