
Dzisiejsza wycieczka chyba dała w kość. Nie ma dziesiątej, a tu większość w swoich sypialniach. Na posterunku pozostali tylko Wocio, Pipo i Miki.
Dzień zacząłem bieganiem, tym razem bez Antosia (obiecał, że potowarzyszy mi jutro) wzdłuż wybrzeża do Puerto Calero. Z tego miejsca wyruszają wycieczki żółtą łodzią podwodną, którą mamy zamiar zaliczyć. Wygląda, że wózki powinny przejść, szlak bardzo malowniczy😀


W międzyczasie chłopacy uruchomili kącik gier umysłowych:

W południe wyruszyliśmy na autobus do Playa Blanca aby odwiedzić środowy targ. Ku naszemu zdziwieniu dwa autobusy nie zdołały nas zabrać, chyba trzeba wychodzić wcześniej…
Aby podbudować morale uderzyliśmy do McDonalda, i tu niespodzianka. Do zestawu można wziąć piwo. Automat spytał tylko czy jestem niño czy adulto.
Chwilę później udało nam się w końcu znaleźć miejsce w autobusie, dojechaliśmy do Playa Blanca tuż po zamknięciu targu😢 Hania odbiła sobie to zakupami w sklepie z pamiątkami. Skorzystaliśmy też z okazji i odwiedziliśmy miejscowe plaże. Szkoda, że nie przekonałem ekipy na rejs promem na Fuerteventurę. Wyspa słynie z rewelacyjnych plaż. Nic straconego, te z Lanzarote też dają frajdę😀



Mimo zimy cały czas jest tutaj kolorowo:


A tak wyglada typowy trawnik:

Na koniec rzuciliśmy okiem na Marina Rubicón:



Powrót dwoma autobusami zajął nam godzinę, dzień skończyliśmy w pobliskiej knajpie El Toro.
¡Salud!