Jesteśmy na miejscu! Wyspa przywitała nas słońcem, z radością zrzucaliśmy zimowe ciuchy 😀

Mimo 5h lotu wszyscy mieli dość sił, aby wybrać się komunikacją publiczną do naszej kwatery. Mieliśmy szczęście – na autobus czekaliśmy tylko kilkanaście minut. Okazało się, ze było takich więcej – autobus pękał w szwach. Ula tradycyjnie przeklinała nasz wózek – udowodnię, że warto było go wziąć 😀
Po 20minutach wysiedliśmy na naszym przystanku Balcon Dél Mar. Zaskoczyło nas, że wszystkie domy, a właściwie całe miejscowości, są białe, nikt się nie wyłamuje. Okazuje się, że to kolor obowiązkowy, większość budynków została zaprojektowana przez lokalnego artystę Cesara Manrique. Efekt jest niesamowity.
Z przystanku mieliśmy jeszcze 1,5km, dzieci mimo zarwanej nocki energii miały nadto:

Była też grupa maruderów:)

Warto było wybrać lokalizację poza miastem, koło nas tylko kozy, za to widoki przepiękne, wystarczy wyjść na taras:)






Dom jest przestronny, tradycyjny, klimatyczny, z wielkimi sypialniami i łazienkami. Czujemy się jak w pałacu. Dzieci przetestowały już jacuzzi, można grzać do 40, Antosia nie można było wyciągnąć…
Wieczorem wybraliśmy się na spacer do restauracji Toro. Byliśmy pod wrażeniem obsługi, dobry kelner robi różnicę. Nadszedł czas, że dzieci wybierają osobny stolik – skoro inny to niech zamawiają samodzielnie! Dali radę, niestety rachunek płacili rodzice 😂

Hania jak to Hania ma tutaj nowego przyjaciela:




Zlokalizowałem juz wypożyczalnię rowerów, sympatyczna właścicielka obiektu załatwiła nam 20% zniżki. Już zabieram się za planowanie wycieczek, zapraszam do śledzenia bloga😀
Hasta pronto!